- Ale co się stało z tym okoniem? W
latach 80 nawet 90 to łowiło się ładne garby regularnie a drobne wręcz
były utrapieniem wędkarza – słyszę żal napotkanego spinningisty.
Wzruszyłem tylko ramionami ponieważ nie chciało mi się tłumaczyć moich
wieloletnich obserwacji kolejnej napotkanej osobie. Przecież podobnych
pytań i to nie tylko w kontekście okonia słyszałem na pęczki. W myślach
jednak znów prześledziłem losy okonia na przestrzeni ostatniego
ćwierćwiecza…
Okoń faktycznie w latach osiemdziesiątych był traktowany jako rybi chwast. Często kończył pod butem wędkarza gdyż miał w zwyczaju głęboko połykać haczyk. Ten duży, jako smaczna ryba, lądował w torbie niemal każdego łowcy. Średni pełnił funkcję pocieszyciela wędkarza. Podobnie jak dzisiejszy krąp nie budził dużego szacunku ale zawsze można było na niego liczyć. Te i wiele innych czynników spowodowało, że o okonia w Wiśle na początku 21 wieku było już bardzo trudno, szczególnie o duże okazy. Przez dekadę niedzielni wędkarze znad Wisły okonia widywali głównie na okładkach, popularnych wówczas, czasopism…
Dzisiaj można śmiało powiedzieć, że pogłowie okonia wraca do przyzwoitych wartości. Oczywiście spotykam wciąż wędkarzy, którzy twierdzą, że okonia jest mało ale spotykam też takich, którzy potrafią docenić obecny rybostan. W mojej ocenie jedni i drudzy mają rację. Po prostu każdy wędkarz ma inne umiejętności, inne oczekiwania, inny wymiar godzin spędzonych nad wodą i tym samym inne efekty. Myślę, że zgodzicie się ze mną, że dziś złowienie pasiaka nie stanowi problemu. Nie mniej, wciąż ogromny kłopot sprawia złowienie dużego garba.
To, że jest trudno nie znaczy, że się nie da… W prawdzie o wiele łatwiej przychodzi mi łowić duże okonie z gruntu lub na żywca to jednak poniżej skupię się tylko na spinningu. Metoda gruntowa to materiał na inny artykuł. Okonie możemy łowić z sukcesami okrągły rok z tym, że zarówno na przestrzeni doby jak i roku żeruje mniej lub bardziej intensywnie. Przybliżę Wam te okresy, momenty, okoliczności wobec, których łowca okoni nie przejdzie obojętnie. Dziś będziemy „łowić” w Wiśle bo tu mam największe doświadczenie ale podobne zasady obowiązują na pozostałych, dużych rzekach.
Wiosna i przybór z roztopów – Każdy z nas kto dużo spaceruje ze spinningiem wie co to wędkarska wiosna, roztopy i utrudniony dostęp do główek, opasek i kamienistych raf dostępnych latem. Woda zaczyna przybierać i wdziera się do starorzeczy, dopływów i wszelkich innych cieków wodnych sąsiadujących z Wisłą. Jest wówczas raczej mętna w Wiśle ale klarowna w małych dopływach a to dobry sygnał. Po pierwsze okoń raczej unika mętnej wody i będzie uciekał z głównego koryta rzeki właśnie we wspomniane wyżej starorzecza czy dopływy. Będzie tam przebywał też z innego istotnego powodu. Otóż, jak wiadomo w takich płytszych zbiornikach znacznie wcześniej budzi się życie z uwagi na temperaturę wody. Toteż wszystkie, niemal wszystkie, drapieżniki podążą tu za białorybem. Ja wiosną łowię bardzo delikatnie i raczej stosuję żyłkę niż plecionkę. Polecam zastosować jakiś delikatny przypon zabezpieczający nas przed obcinką bo w takich łowiskach przebywa jeszcze szczupak, który kończy lub skończył tarło. Łowimy „lekko” i raczej „cienko” z uwagi na wspomnianą klarowność wody. Myślę, że wędziska o cw do 12 gram spokojnie wystarczą. Polecam te nieco dłuższe, w granicach 2,70 m. Pozwolą nam dalej sięgnąć przynętą i ułatwią prowadzenie przynęty pomiędzy tym co gromadzi „podniesiona woda”.
Letni przybór – ten w mojej ocenie jest jeszcze lepszy niż wiosenny. W lecie, po ulewach, Wisłą płynie prawdziwa zupa. Szczególnie poniżej Sanu gdy ten dorzuci swoje kakao. Dla mnie to wręcz idealny moment na okonie. Znajduję szybko miejsce u ujścia jakiejś mniejszej rzeczki i łowię na samym ujściu. Doskonale widać różnicę w kolorze wody. Wisła wlecze kłęby mętnej wody i powoli wciska się w rzeczkę. Polecam wówczas łowienie na skraju wody brudnej i czystej. W takiej sytuacji raczej stosuję już plecionkę i ogólnie zapas mocy w dobranym zestawie. Często w takich miejscach uderzy boleń, szczupak a nawet sum. Nie ma sensu rezygnować z przyłowów szczególnie, że dziś chcemy raczej w ogóle łowić jakieś ryby. Nie zauważyłem też spadku ilości brań gdy łowię nieco „grubiej”. Przynęty to raczej jakieś małe kopytka, twistery no i oczywiście małe wirówki, to moja ulubiona broń.
Letnia niżówka – To jest okres kiedy łowię bardzo dużo okoni małych i bardzo mało dużych. To dziwna zależność ale tak już jest i mam na ten temat swoją teorię. Niska woda to łatwy dostęp do wszelkich rynien i dołków skrytych pod powierzchnią rzeki. Mały okoń łapczywie rzuca się na każdą podaną przynętę, nawet tę większą od siebie. Wystarczy znaleźć rynienkę o dość stromym spadku i obławiać przydenne partie. W takich sytuacjach na 20 rzutów nieraz złowię 15 okoni. Brzmi nieprawdopodobnie ale takie są fakty. Gdzie jest jednak ten duży okoń? Myślę, że jest w tych samych rynnach i dołkach. Nawet to wiem. Jest jednak bardzo wybredny. Śpi gdzieś przy dnie i nie interesują go moje przynęty. Zdarzają się na szczęście krótkie chwile gdy zaczyna odważniej żerować. Tuż po zachodzie, przez około pół godziny, duże sztuki zaczynają być aktywne. Woda wtedy może Wam dać nawet 3 czy 4 garby. Poniżej opiszę ciekawą przygodę niosącą olbrzymią ilość wniosków. Jestem nad wodą dość często w ciągu roku i w lipcu trafiłem na Świętego Grala okoniowych łowów. Lipcowym wieczorem stałem po kolana w wodzie i obławiałem rynienkę, w której mogło być jeszcze około 180 cm głębokości. Za plecami miałem stromy brzeg porośnięty trawami. Trafiłem na okres kiedy w tych trawach wylęgły się mrówki. Tak, chodzi o te duże ze skrzydłami. Masowo wpadały do wody i nęciły wszelki białoryb z ukleją na czele. Okoń wtedy dostał jakiegoś amoku. W 2 godziny złowiłem kilkadziesiąt sztuk przy czym przynajmniej połowa z przedziału 30 – 40 cm. Brały przy samej powierzchni na wszelkie przynęty. Obiecałem, że nazajutrz zabiorę brata i nauczę go łowić dorodne pasiaki. Kolejnego dnia nie było mrówek i nie było okoni. Byłem tam jeszcze kilka razy i trafiały się tylko pojedyncze egzemplarze. Zastanówmy się, warunki pogodowe takie same, woda taka sama, przynęty te same a ryby nie brały. Okoń na letnich niżówkach ma tylko króciutkie okresy kiedy żeruje. Do intensywnych brań mogą go jednak skłonić właśnie takie niecodzienne sytuacje. Latem dłubię bardzo delikatnie, podobnie jak na wiosnę, gdyż tak jak wspomniałem duży okoń jest i wybredny i ostrożny.
Jesień – to okres wszystkich drapieżników w tym okoni. Ja osobiście nie lubię wędkarskiej jesieni bo jest mało wymagająca. Oczywiście nie znaczy, że ryby łowią się same. O ładnego okonia wcale nie jest łatwo. Tyle, że łowienie jest takie metodyczne, żeby nie napisać nudne. Łowię znacznie grubiej niż latem. Plecionka, wolfram, większe gumki czy błystki. Oczywiście okoń trzyma się swoich ulubionych miejsc ale nie ma żadnych reguł albo ja ich nie odkryłem. Obławiam wszelkie rynny i dołki raz przy razu cierpliwie i metodycznie. Rzut za rzutem godzina za godziną. Co jakiś czas zostaję nagrodzony ładnym okoniem ale większą frajdę sprawia różnorodność łowów. Często trafia się szczupak, boleń a ostatnio nawet sandacz. Im bliżej zimy tym łowię głębiej lub blisko głębokich dołków, z których okoń wyskakuje jeszcze na płytsze wody coś przekąsić.
Kończąc nieśmiało zachęcam do wypuszczania okazów ale przede wszystkim do szanowania każdego okonia, nawet tego najmniejszego żeby nie wrócić do sytuacji sprzed 15 lat.
Okoń faktycznie w latach osiemdziesiątych był traktowany jako rybi chwast. Często kończył pod butem wędkarza gdyż miał w zwyczaju głęboko połykać haczyk. Ten duży, jako smaczna ryba, lądował w torbie niemal każdego łowcy. Średni pełnił funkcję pocieszyciela wędkarza. Podobnie jak dzisiejszy krąp nie budził dużego szacunku ale zawsze można było na niego liczyć. Te i wiele innych czynników spowodowało, że o okonia w Wiśle na początku 21 wieku było już bardzo trudno, szczególnie o duże okazy. Przez dekadę niedzielni wędkarze znad Wisły okonia widywali głównie na okładkach, popularnych wówczas, czasopism…
Dzisiaj można śmiało powiedzieć, że pogłowie okonia wraca do przyzwoitych wartości. Oczywiście spotykam wciąż wędkarzy, którzy twierdzą, że okonia jest mało ale spotykam też takich, którzy potrafią docenić obecny rybostan. W mojej ocenie jedni i drudzy mają rację. Po prostu każdy wędkarz ma inne umiejętności, inne oczekiwania, inny wymiar godzin spędzonych nad wodą i tym samym inne efekty. Myślę, że zgodzicie się ze mną, że dziś złowienie pasiaka nie stanowi problemu. Nie mniej, wciąż ogromny kłopot sprawia złowienie dużego garba.
To, że jest trudno nie znaczy, że się nie da… W prawdzie o wiele łatwiej przychodzi mi łowić duże okonie z gruntu lub na żywca to jednak poniżej skupię się tylko na spinningu. Metoda gruntowa to materiał na inny artykuł. Okonie możemy łowić z sukcesami okrągły rok z tym, że zarówno na przestrzeni doby jak i roku żeruje mniej lub bardziej intensywnie. Przybliżę Wam te okresy, momenty, okoliczności wobec, których łowca okoni nie przejdzie obojętnie. Dziś będziemy „łowić” w Wiśle bo tu mam największe doświadczenie ale podobne zasady obowiązują na pozostałych, dużych rzekach.
Wiosna i przybór z roztopów – Każdy z nas kto dużo spaceruje ze spinningiem wie co to wędkarska wiosna, roztopy i utrudniony dostęp do główek, opasek i kamienistych raf dostępnych latem. Woda zaczyna przybierać i wdziera się do starorzeczy, dopływów i wszelkich innych cieków wodnych sąsiadujących z Wisłą. Jest wówczas raczej mętna w Wiśle ale klarowna w małych dopływach a to dobry sygnał. Po pierwsze okoń raczej unika mętnej wody i będzie uciekał z głównego koryta rzeki właśnie we wspomniane wyżej starorzecza czy dopływy. Będzie tam przebywał też z innego istotnego powodu. Otóż, jak wiadomo w takich płytszych zbiornikach znacznie wcześniej budzi się życie z uwagi na temperaturę wody. Toteż wszystkie, niemal wszystkie, drapieżniki podążą tu za białorybem. Ja wiosną łowię bardzo delikatnie i raczej stosuję żyłkę niż plecionkę. Polecam zastosować jakiś delikatny przypon zabezpieczający nas przed obcinką bo w takich łowiskach przebywa jeszcze szczupak, który kończy lub skończył tarło. Łowimy „lekko” i raczej „cienko” z uwagi na wspomnianą klarowność wody. Myślę, że wędziska o cw do 12 gram spokojnie wystarczą. Polecam te nieco dłuższe, w granicach 2,70 m. Pozwolą nam dalej sięgnąć przynętą i ułatwią prowadzenie przynęty pomiędzy tym co gromadzi „podniesiona woda”.
Letni przybór – ten w mojej ocenie jest jeszcze lepszy niż wiosenny. W lecie, po ulewach, Wisłą płynie prawdziwa zupa. Szczególnie poniżej Sanu gdy ten dorzuci swoje kakao. Dla mnie to wręcz idealny moment na okonie. Znajduję szybko miejsce u ujścia jakiejś mniejszej rzeczki i łowię na samym ujściu. Doskonale widać różnicę w kolorze wody. Wisła wlecze kłęby mętnej wody i powoli wciska się w rzeczkę. Polecam wówczas łowienie na skraju wody brudnej i czystej. W takiej sytuacji raczej stosuję już plecionkę i ogólnie zapas mocy w dobranym zestawie. Często w takich miejscach uderzy boleń, szczupak a nawet sum. Nie ma sensu rezygnować z przyłowów szczególnie, że dziś chcemy raczej w ogóle łowić jakieś ryby. Nie zauważyłem też spadku ilości brań gdy łowię nieco „grubiej”. Przynęty to raczej jakieś małe kopytka, twistery no i oczywiście małe wirówki, to moja ulubiona broń.
Letnia niżówka – To jest okres kiedy łowię bardzo dużo okoni małych i bardzo mało dużych. To dziwna zależność ale tak już jest i mam na ten temat swoją teorię. Niska woda to łatwy dostęp do wszelkich rynien i dołków skrytych pod powierzchnią rzeki. Mały okoń łapczywie rzuca się na każdą podaną przynętę, nawet tę większą od siebie. Wystarczy znaleźć rynienkę o dość stromym spadku i obławiać przydenne partie. W takich sytuacjach na 20 rzutów nieraz złowię 15 okoni. Brzmi nieprawdopodobnie ale takie są fakty. Gdzie jest jednak ten duży okoń? Myślę, że jest w tych samych rynnach i dołkach. Nawet to wiem. Jest jednak bardzo wybredny. Śpi gdzieś przy dnie i nie interesują go moje przynęty. Zdarzają się na szczęście krótkie chwile gdy zaczyna odważniej żerować. Tuż po zachodzie, przez około pół godziny, duże sztuki zaczynają być aktywne. Woda wtedy może Wam dać nawet 3 czy 4 garby. Poniżej opiszę ciekawą przygodę niosącą olbrzymią ilość wniosków. Jestem nad wodą dość często w ciągu roku i w lipcu trafiłem na Świętego Grala okoniowych łowów. Lipcowym wieczorem stałem po kolana w wodzie i obławiałem rynienkę, w której mogło być jeszcze około 180 cm głębokości. Za plecami miałem stromy brzeg porośnięty trawami. Trafiłem na okres kiedy w tych trawach wylęgły się mrówki. Tak, chodzi o te duże ze skrzydłami. Masowo wpadały do wody i nęciły wszelki białoryb z ukleją na czele. Okoń wtedy dostał jakiegoś amoku. W 2 godziny złowiłem kilkadziesiąt sztuk przy czym przynajmniej połowa z przedziału 30 – 40 cm. Brały przy samej powierzchni na wszelkie przynęty. Obiecałem, że nazajutrz zabiorę brata i nauczę go łowić dorodne pasiaki. Kolejnego dnia nie było mrówek i nie było okoni. Byłem tam jeszcze kilka razy i trafiały się tylko pojedyncze egzemplarze. Zastanówmy się, warunki pogodowe takie same, woda taka sama, przynęty te same a ryby nie brały. Okoń na letnich niżówkach ma tylko króciutkie okresy kiedy żeruje. Do intensywnych brań mogą go jednak skłonić właśnie takie niecodzienne sytuacje. Latem dłubię bardzo delikatnie, podobnie jak na wiosnę, gdyż tak jak wspomniałem duży okoń jest i wybredny i ostrożny.
Jesień – to okres wszystkich drapieżników w tym okoni. Ja osobiście nie lubię wędkarskiej jesieni bo jest mało wymagająca. Oczywiście nie znaczy, że ryby łowią się same. O ładnego okonia wcale nie jest łatwo. Tyle, że łowienie jest takie metodyczne, żeby nie napisać nudne. Łowię znacznie grubiej niż latem. Plecionka, wolfram, większe gumki czy błystki. Oczywiście okoń trzyma się swoich ulubionych miejsc ale nie ma żadnych reguł albo ja ich nie odkryłem. Obławiam wszelkie rynny i dołki raz przy razu cierpliwie i metodycznie. Rzut za rzutem godzina za godziną. Co jakiś czas zostaję nagrodzony ładnym okoniem ale większą frajdę sprawia różnorodność łowów. Często trafia się szczupak, boleń a ostatnio nawet sandacz. Im bliżej zimy tym łowię głębiej lub blisko głębokich dołków, z których okoń wyskakuje jeszcze na płytsze wody coś przekąsić.
Kończąc nieśmiało zachęcam do wypuszczania okazów ale przede wszystkim do szanowania każdego okonia, nawet tego najmniejszego żeby nie wrócić do sytuacji sprzed 15 lat.
Komentarze
Prześlij komentarz