Zawody Kleń Nidy 2019

Zawody Kleń Nidy 2019

Od dłuższego czasu chodziła mi po głowie myśl by sprawdzić swój spinningowy kunszt na mniejszej rzece. Przecież polskie, niewielkie rzeki oprócz tego, że są naturalne i piękne, kryją w swych wodach prawdziwe wędkarskie skarby. Mała czysta rzeka wymusza na wędkarzu delikatne łowienie, mniejsze przynęty, cierpliwość i wręcz niewidzialność. Kto łowił w czystej, małej wodzie doskonale wie, że odpowiedni ubiór, sprzęt i akcesoria są bardzo pomocne o ile nie konieczne.

Gdy w Internecie pojawiła się informacja o organizowanych zawodach spinningowych na rzece Nidzie nie mogłem tego przegapić. Po pierwsze, to doskonała okazja żeby sprawdzić siebie, po drugie sprzęt, po kolejne, by zmierzyć się z nieznaną rzeką o naturalnym i malowniczym biegu i wreszcie zmierzyć się z setką uczestników. Sam fakt stanięcia w szranki ze specjalistami z niemal całego kraju i miejscowymi wyjadaczami był mocno ekscytujący.


Team Wędkarstwo z Pasją

Jeśli coś robię to zawsze na sto procent. Bez zawahania skompletowałem ekipę, z którą chciałem spędzić ten weekend w dolinie Nidy. Nie mogło zabraknąć mojego brata Mateusza oraz stałych kompanów od zadań specjalnych: Wiktora i Franka. Dobierając sprzęt postawiłem na Robinsona, który nigdy mnie nie zawodził. Ruszyliśmy nad wodę w przeddzień imprezy by odrobinę poznać rzekę, na odcinku, na którym będzie się odbywać impreza. To wcale niemały odcinek gdyż uczestnicy będą mieli do dyspozycji po kilkadziesiąt kilometrów linii brzegowej rzeki i to po obu jej stronach. Nad wodą zameldowaliśmy się nieco po południu, gdzieś po środku interesującego nas odcinka. Naprawdę przepiękne miejsce, przyroda zachwycała wdziękami.

Malownicze łąki, na których swoją stołówkę miały sarny, zające, bażanty i wiele innej dzikiej zwierzyny potrafiły zachwycić nie tylko miłośnika przyrody. Cały wieczór poświęciliśmy na rozpoznanie rzeki. Badaliśmy uciąg, głębokość, przejrzystość, próbowaliśmy określić gdzie żeruje interesująca nas ryba. Pieszo zwiedziliśmy kilka kilometrów linii brzegowej aby wyciągnąć jak najtrafniejsze wnioski przed zawodami.
Wieczór, to już tylko relaks przy ognisku i ustalanie taktyki na zawody. Zachód słońca nad Nidą, widziany na żywo, jest wręcz nie do opisania więc ułatwię sobie dodając kilka zdjęć.



Ciepło ogniska, szmer wody i pohukiwanie sowy skutecznie kołysało mnie do snu po długiej podróży. Oznajmiłem chłopakom, że idę do namiotu na zasłużony odpoczynek sugerując im to samo. Gdzie tam, Wiktor i Mateusz ani myśleli ruszyć tyłki sprzed ogniska. Tylko jeden przez drugiego zachwycali się chwilą. Mateusz nawet zarządził, że on to śpi na karimacie przy dogasającym ognisku, słuchając rzeki. Był przekonany, że Nida mu wszystko o sobie opowie jeśli tylko z nią nawiąże więź, jeśli tylko się z nią „prześpi”.

Dzwonki zsynchronizowanych budzików zerwały całą czwórkę na równe nogi. Zebraliśmy co konieczne i w składzie ja, Mateusz i Wiktor zameldowaliśmy się na otwarciu imprezy. Tak jak sądziłem zaczęło się i z przytupem i swojsko bo smalec z ogórkiem na śniadanie, po nocy w namiocie, smakował wyśmienicie. Otrzymaliśmy numery startowe i upominki od organizatorów. Kilka zdjęć z całą ekipą, przypomnienie regulaminu i uczestnicy z wypiekami na twarzach czekali na gwizdek. Wybiła 8:00 i sznur samochodów ruszył wartko z parkingu. Zawody czas start!

Łowienie rozpoczęliśmy w miejscu noclegu od dłubania okoni na ostrym zakręcie rzeki. Głęboczka pozwalała mieć nadzieję, że kryje przynajmniej kilka okoni a sąsiadujące z nią przykosy odwiedzały bolenie. Po około 20 minutach Mateusz na miarkę kładzie okonia 29 cm i tym samym wpisuje się do protokołu sędziowskiego. Dodało mi to zapału i wybrałem się pieszo wzdłuż brzegu poszukując punktowanej ryby. Diaflex Perch Jig to zwinne i lekkie wędzisko więc nie odczuwałem zmęczenia oddając kolejne rzuty. Natomiast wodery pozwalały docierać we wszystkie interesujące mnie miejsca.

Jedyny boleń zawodów Kleń Nidy 2019

Siedzi! Krótki, sprawny hol i ląduję okonia 22 cm. Są pierwsze punkty. Niestety czas upływał a woda nie chciała się otworzyć. Zadzwonił Mateusz i powiedział mi, że musimy zmienić taktykę. Oznajmił, że Wiktor i Franek zostają przy obozie a ja z nim mamy ruszyć w poszukiwaniu klenia. Nie oponowałem bo w duchu czułem to samo. W tym tempie wydłubię może jeszcze ze dwa okonie a to tak jakbym poddał się bez walki. W locie wskakuję do auta i jedziemy w górę rzeki. Google pokazują ciekawy odcinek jakieś 7 km od nas. Akcelerator przyspieszenia wbity w podłogę i połykamy kilometry w kilka chwil. Szofer bez ostrzeżenia skręcił w polną dróżkę i oznajmił, że tu będzie ryba. Naszym oczom ukazał się kolejny ostry zakręt rzeki z zalanym pniem drzewa i głęboką rynną oraz nieco dalej piękna kamienista rafa. Od razu ruszyłem w kierunku rafy chcąc obłowić warkocz. Ten był bliźniaczo podobny do tych na Wiśle podczas niżówki, na których niemal zawsze trafiałem klenie. Ponieważ zawody nosiły nazwę „Kleń Nidy” pomyślałem, że nie odpuszczę do póki nie złowię choćby jednego. Zmontowałem delikatny zestaw. Do wspomnianego Diaflex Perch Jig 2-10g zamontowałem Kołowrotek Robinson Pulsar. Nawinąłem plecionkę 0,06 Phantom Green Spin a na koniec dałem ok 70cm przypon z fluorocarbonu VDE-Robinson Team o średnicy 0,25mm, który dwa dni wcześniej przygotowałem na tę okazję. Pierwszy rzut i od razu kołowrotek zaczął grać tę piękną melodię. Jeśli to kleń to chyba mój rekord. Ryba jednak nie zachowuje się jak kleń, jest zbyt silna. Zacząłem podejrzewać brzanę bo hol nie był łatwy. Po chwili ryba osłabła i nim z pomocą dotarł Mateusz, dzierżyłem dumnie wspaniałą srebrną torpedę. Boleń mierzył 61 cm, był naprawdę silny ale mając sprzęt, któremu ufałem to ja byłem górą.


Jeszcze tylko zdjęcie i pozwalam rybie odpłynąć. Woda się dla mnie otworzyła, raz po raz lądowałem klenia, miarka kolejno wskazywała 30cm, 32 cm, 27 cm i 31 cm. W między czasie pojawili się organizatorzy imprezy. Zrobili z nami krótki wywiad i powiedzieli, że namierzyliśmy jedno z najlepszych miejsc kleniowych. Wróciliśmy do biczowania wody. Tym razem ryby oswoił Mateusz i nieco niżej pojmał 4 szczupłe ale niestety oprócz tego, że szczupłe to krótkie. Wszystkie jak z jednego miotu po około 45 cm. Warkocz przestał mi „dawać kolejne ryby” wiec przystąpiłem do dłubania pasiaków i udało mi się dorzucić garbuska na 21cm.



Wybiła godzina powrotu. Zmęczeni ale zadowoleni jechaliśmy po Wiktora i Franka, którzy równocześnie obławiali wody nieopodal naszego obozu. Pakowanie odbyło się w biegu i punkt 14:00 zdaliśmy karty startowe.

Rozpoczęła się ceremonia odczytywania zwycięskiej trójki oraz wręczanie nagród. Czułem, że mam niezły wynik ale gdy usłyszałem swoje nazwisko przy pierwszym miejscu to nie wierzyłem. Przecież ja nie znam tej wody. Jak to się mogło stać? Tylu wspaniałych wędkarzy a to mnie wzywają po odbiór głównej nagrody i puchar za I miejsce spinningowych zawodów „Kleń Nidy 2019”.

Dzisiaj, na chłodno analizując sukces, chcę podziękować mojemu Teamowi WzP. Bez nich to po prostu by się nie udało. Dzięki Wiktor i Franio, że poświęciliście się pozostając w bazie i pilnując pozostawionego tam sprzętu. Wasza pomoc choć niedoceniona to była nieoceniona. Wasza rola jest tak istotna jak rola tragarza przy wspinaczce na Mont Everest. To dzięki Wam miałem szansę na „atak szczytowy”. Chciałem też docenić Matiego, który po „wspólnej nocce z Nidą” wyczarował takie miejsce, że sukces stał się możliwy.



Na koniec chciałbym serdecznie podziękować organizatorom zawodów Kleń Nidy za jeden z lepszych weekendów w życiu.

Komentarze