Wyrwany z linowego snu

W 2021 roku już w kwietniu nałowiłem się linów do woli. W 2022 roku plan był, żeby to co najmniej powtórzyć. Ale jak mawiają, człowiek planuje a Bóg się śmieje. Dosyć deszczowa wiosna przyniosła dużo wody i odcięła mnie od mojego łowiska. Najlepszy moment wiosennego żerowania był stracony. Musiałem się z tym pogodzić.

Jednak nie odpuściłem całkowicie linom. Czekałem cierpliwie aż woda ustąpi a one się wytrą. Minęło kilka dni od zakwitu pszenicy a to znak, że tarło lina ma się ku końcowi. Sprawdziłem swoje łowisko i większość miejsc była już dostępna z brzegu. Postanowiłem przygotować sobie dwa miejsca. Zawsze nęcę dwa w razie gdyby koś jedno z nich zajął. Oczywiście jak zawsze starannie wybrałem miejsce. Dwu-trzy metrowy pas trzcin, za nim głębszy dołek a później wypłycenie z gęstą roślinnością. Moim celem był ten dołek zaraz za trzcinami, dosłownie na granicy. Oczyściłem łowisko z roślinności podwodnej. Ale nie tak, żeby zielsko wywlec pod nogi i zdradzić łowisko. Na długiej tyczce uwiązałem sznurek i trochę żelastwa. Tym sposobem jak żurawiem wyciągałem zieleninę nad trzcinami i ukrywałem żeby nie zdradzić ingerencji człowieka.

Linowa miejscówka

Oczyszczone łowiska zacząłem nęcić kukurydzą, gotowaną w tajnym dodatku wymieszaną z zanętą Robinson Tench&Carassio. Przez kilka dni codziennie podczas zachodu słońca jeździłem rowerem 6 km z plecakiem zanęty aby zebrać liny w dwóch miejscach.

Po kilku dniach nęcenia zrobiłem jednodniową przerwę a następnego dnia udałem się z wędkami na polowanie. Taktyka była prosta. Dwie bolonki pozwalały mi na sięganie poza trzciny. Spławiki po prostu pionowo wpuszczałem do wody kryjąc się za trzcinami. W lekkim wietrze musiałem kołysać się jak trzciny aby mieć spławiki na widoku. Przygotowany miałem 3 metrowy podbierak Robinson Smart aby móc sięgnąć po rybę za trzciny bez konieczności holowania jej przez roślinność. Pierwsze minuty na łowisko i już zobaczyłem bąble i pianę, które przyprawiają o dreszcz każdego łowcę linów. Spławik powoli kładzie się na wodzie a ja po chwili mogę cieszyć się niemalże 40cm samca lina. Po pierwszym holu było kilka minut przerwy, ten sam spławik zaczął powoli płynąć wzdłuż trzcin. Zacięcie i tym razem podobna wielkością samica ląduje w podbieraku. Po dwóch linach wiedziałem, że to będzie świetne linobranie. Wszystko zrobione jak trzeba.

Piękne liny

Po kilku dniach łowienia w tym samym miejscu zbliżał się weekend. To okres wzmożonej aktywności wędkarskiej. Nie chciałem przepychać się ani walczyć o miejsce z innymi więc wybrałem inny cel. Na łowisko wróciłem w poniedziałek o zachodzie słońca. Jak zawsze z plecakiem pełnym kukurydzy. Zdębiałem przy wejściu na łowisko. Moje obie miejscówki obstawione. Ale nie to było najgorsze. Woda nie jest moja i każdy ma prawo łowić jednak Ci "wędkarze" wydarli z wody trzciny w promieniu dwóch metrów na każdym łowisku. Nie zostawili nawet jednej trzcinki. Wiedziałem, że to koniec moich miejscówek. Stołówki lina zdewastowane. Przecież lin uwielbia sąsiedztwo roślinności a oni wyrwali to co najcenniejsze. Musiałem za słabo zatrzeć udeptane miejsca, może jakieś złamane rośliny bądź wyciągnięte z rybą zielsko zostało i zdradziło moje miejsca. Byłem podłamany. Minąłem wędkarzy cedząc przez zęby - dzień dobry. 

 

Ostentacyjnie wyjąłem przy nich zanętę z plecaka poszedłem kilka metrów dalej. Z ukrycia rzucałem do wody piach w nerwach wydzierany spod stóp. Nie wiedzieli co rzucam do wody. Jak wracałem zapytali kiedy wybieram się n ryby w to "nęcone" miejsce. Odpowiedziałem, że jutro o 16. Pojechałem we wtorek sprawdzić co się będzie działo a oni obaj siedzą w miejscu gdzie "nęciłem" piachem. Miejsca mam spalone muszę znów włożyć sporo pracy żeby przygotować łowiska bo te odarte z trzcin zostały zniszczone na resztę sezonu.

Więcej o sposobach połowu lina znajdziecie w tym tekście: Liny ze starorzecza

Bądź w tym filmie: Liny ze starorzecza


Komentarze

Prześlij komentarz