Deszczowa Finlandia
Dotychczas budziły nas poranne przymrozki i mgły, gdzie jedne i drugie szybko ustępowały miejsca promieniom słonecznym. Tym razem Finlandia pokazała inne oblicze. Obudziły nas rozbijające się o tarpy, krople rzęsistego deszczu. Poranek był dużo cieplejszy niż poprzednie ale pochmurny i bardzo mokry. Jak się później okazało deszcz, z krótkimi przerwami, towarzyszył nam przez trzy kolejne dni.
Jaziowa rzeka |
Gdzie są te jazie?
Przyszedł czas na rekonesans i rozpoznanie nowej rzeczki. W teorii wyglądało wszystko tak jak powinno. Rzeka aż pachniała pięknymi jaziami. Długie bystrza, kaskady, z krótkimi półkami, na których woda lekko spowalniała, robiły na nas niesamowite wrażenie i zwiastowały udane łowy. Dodatkowo co kilkadziesiąt metrów rzeczkę urozmaicały prostki z nieco wolniejszym nurtem oraz zwalonymi drzewami. Ruszyliśmy więc z Grubym w dół rzeki wykonać kilka rzutów kontrolnych i zobaczyć czy w tym przypadku teoria jest bliska praktyce. Nie oddaliliśmy się więcej niż 50 metrów od obozowiska gdzie zlokalizowałem podwodną półkę skalną. Wyglądało to tak, że woda kaskadą spadała na wypłaszczenie, gdzie spowalniała tylko po to by za chwilę dalej ruszyć z impetem w dół. Byłem przekonany, że na takiej półce, gdzieś za kamieniami, będą czaić się ryby. Woda w takich miejscach nie przekraczała metra głębokości a zazwyczaj było to 50 – 80 cm. Pierwszy rzut w poprzek rzeczki i zza kamienia wyskoczył pierwszy dorodny jaź atakując woblerka. Kilka metrów niżej, kolejna pólka i kolejne branie. Tak jest! na to czekaliśmy…
Piękny jaź |
Chwila zapomnienia
Przydarzyła nam się druga chwila zapomnienia podczas wyprawy, która również miała istotne konsekwencje. O pierwszej pisałem w poprzednim artykule „Przez lasy Finlandii – bezpiecznie do celu.” Tak nas zauroczyła rzeka i kontakt z rybami, że krótki rekonesans przerodził się w dłuższą wędrówkę. Ponieważ deszcz nie ustawał a my nie wzięliśmy ze sobą woderów, przemoczyliśmy i ubrania i buty. Natomiast wysuszenie ubrań, jak się później okazało, to nie lada osiągnięcie. Był jednak pozytywny aspekt wydłużonego rozpoznania. Przemierzyliśmy prawie całą długość rzeki. Zapoznaliśmy się z najciekawszymi odcinkami i wytypowaliśmy miejsca gdzie jazie brały najlepiej. Obaj zaliczyliśmy po kilka ryb i potężnych brań.
Wędkarstwo z pasją |
Duże jazie z rzek, warunki bytowania
Po śniadaniu przebraliśmy się, wyposażyliśmy w wodery, przynęty, miksturę mocy i ruszyliśmy na jaziowe łowy. Pierwsze 500 metrów rzeczki to liczne bystrza i kaskady z rwącą wodą, dlatego łowienie było bardzo trudne technicznie. Krótkie odcinki, gdzie można poprowadzić przynętę, nie rozpieszczały. Często miejsca wystarczało na ledwie dwa obroty korbą młynka. Zwalone drzewa, kamienie, uskoki powodowały, że musieliśmy łowić bardzo precyzyjnie. Na szczęście ryby były aktywne i obaj zanotowaliśmy po kilka brań. Gorzej z lądowaniem ryb w podbieraku. Niestety zaliczyliśmy dużo spinek, właśnie z uwagi na trudne warunki. Druga część rzeki to nieco spokojniejszy bieg z licznymi prostkami gdzie woda spowalniała. Tego dnia, spod zalanych drzew udało mi się wydłubać trzy duże jazie.
Duże jazie z rzek |
Jakub notował podobne wyniki. Największe ryby stacjonowały w rynnach za zwalonymi drzewami i w jamach wymytych przez silny nurt. Wydobycie ich z takiego miejsca nie było proste ale hol dostarczał niesamowitych emocji. Każdy możliwy skrawek rzeki obławialiśmy bardzo pieczołowicie ponieważ mało było stanowisk gdzie dało się posłać wabik. W pewnym momencie doszliśmy do miejsca gdzie rzeczka wydostała się z lasu. Przynajmniej po naszej stornie, ponieważ przeciwległy brzeg wciąż gęsto porastały drzewa i krzaki. Łąka miała jakieś 400 metrów długości. Pierwsze sto metrów to lekki łuk wewnętrzny, z rynną przy drugim brzegu. Jak się okazało ta rynna, przez dwa dni, dała nam po kilka naprawdę dużych jazi. Kolejne 300 metrów to meandry z łąką, i pojedynczymi krzewami po naszej stronie oraz lasem po drugiej. Wartym odnotowania jest fakt, że łąkę urozmaicały kępy knieci błotnej (kaczeńce), ponieważ oprócz walorów estetycznych, którymi uatrakcyjniały wędrówkę, pozwoliły na pewien gest…
Gdzie szukać jazia? |
Duże jazie z rzek, przynęty i prowadzenie
Prawdziwymi kilerami okazały się niewielkie woblerki i obrotówki pracujące bliżej dna. Myślę, że deszczowa aura sprawiła iż jazie bytowały przy dnie i raczej nie zbierały z powierzchni. Jak dobrze pamiętam tylko jedna ryba połakomiła się na smużaka. Prawdziwym strzałem w dziesiątkę okazała się technika prowadzenia przynęty z nurtem. Łowienie pod prąd powodowało wypieranie przynęty do powierzchni nawet przy powolnym prowadzeniu i istotnie zmniejszało liczbę ataków. Inną technikę stosowałem na półkach gdzie było naprawdę mało miejsca do popisu. Przynęty prowadziłem przy dnie, wachlarzem. Podanie wabika w pobliżu kamienia lub innej podwodnej przeszkody często owocowało kontaktem z rybą. Brania w wartkich wodach były dużo bardziej agresywne mimo, że ryby odrobinę mniejsze.
Bushcraft
Po długiej wędrówce w strugach deszczu, wieczór spędziliśmy na gotowaniu, jedzeniu, suszeniu ubrań i odpoczynku. Ognisko typu dakota pozwalało na dość wygodne gotowanie dlatego chętnie zająłem się przygotowaniem szczupaka faszerowanego szczawikiem zajęczym i odwaru z igieł świerka, legendarnego już eliksiru mocy.
Szczupak faszerowany szczawikiem zajęczym |
Szczupak z ogniska |
Reszta ekipy mogła się przekonać na własne oczy jaka moc drzemie w tym napitku. Tomek, organizator i kierownik imprezy, znany na FB z projektu „Biwak i Wędka” był pod ogromnym wrażeniem. Jak to powiedział - Panowie dzięki Wam termin „Non Stop Fishing” nabrał nowego dosłownego znaczenia… Syzyfową pracą natomiast stało się wysuszenie przemoczonych butów. Niestety, wspomniana na wstępie chwila zapomnienia, pociągnęła za sobą poważne konsekwencje. Deszczowa Finlandia nie wybacza błędów. Miałem do wyboru chodzić boso, w woderach lub przemoczonych butach przez 3 kolejne dni. Nikomu nie życzę. Wyobraźcie sobie, że ja, Gruby i Tomek na kilka tygodni straciliśmy czucie w dużych palcach u stóp. Sądzę, że powodem były przemoczone stopy i przedawkowanie roboczogodzin w woderach. Krótkie momenty odpoczynku od łowienia wypełniały nam szkolenia prowadzone przez Tomka w zakresie rozpalania ognia w trudnych warunkach, za pomocą krzesiwa, profesjonalne ostrzenie noży czy przygotowywanie rozpałek w terenie. Szczerze polecam.
A jak to wygląda na naszych rodzimych łowiskach?
Zapraszamy do tekstu pod tytułem: "Klenie i jazie z rzek"
Bardzo ciekawy artykuł, czytając go czułem się jak bym był nad wodą....wyobrażnia zadziałała....pozdrawiam i życzę samych udanych wypadów.
OdpowiedzUsuńSerdeczne dzięki, miło czytać taki komentarz. Wzajemnie pozdrawiam i podobnie życzę udanych łowów.
UsuńAle połowiliście w polsce niestety nie jest to realne żeby złowić tyle jazi w jeden dzien. Zazdroszczę.
UsuńDzięki wielkie, faktycznie na PZW to trudne do osiągnięcia ale niektóre polskie rzeki są zasobne w piękne jazie.
UsuńNo nareszcie przeczytałem. Super sie czyta i ryby też ładne. Oby tak dalej super wypad
OdpowiedzUsuńdzięki
Usuń