Przepis na flaki z boczniaków – wędkarstwo i bushcraft

 Chciałbym zacząć od pewnego wyjaśnienia. Otóż, jeśli właśnie zakupiłeś lub nazbierałeś boczniaków i szukasz przepisu na pyszne flaki, które zamierzasz zaserwować na rodzinny stół to, nawet jeśli dotrwasz do końca wpisu, najprawdopodobniej poczujesz lekkie rozczarowanie. Jeśli jednak masz w sobie żyłkę łowcy, lubisz przebywać na łonie natury i tam oddawać się popisom kulinarnym. Jeśli dodatkowo lubisz wędkarstwo i buschcraft, jeśli nawet zimowe dni nie powstrzymują Cię przed  przygodą, to jestem pewien, że na koniec  tekstu zbijemy wirtualną piątkę. Oczywiście bez względu na przynależność będzie mi miło jeśli przeczytasz do końca i zostawisz komentarz.

Boczniaki
Boczniaki

Kalendarz bushcraftowego kucharza

Z uwagi na fakt, że boczniaki najintensywniej owocnikują w grudniu to opisane przeze mnie danie ląduje w czwartym kwartale buschcraftowego kalendarza. Oczywiście styczeń i luty to wciąż miesiące, kiedy boczniaki znajdujemy z dużymi sukcesami, nie mniej pierwszy kwartał mamy zarezerwowany dla dania z płomienicy zimowej, o którym przeczytacie w innym artykule serii „Płomiennica zimowa przepis na udany buschcraft”. O samych boczniakach więcej znajdziecie tutaj: Boczniaki – właściwości odżywcze i zastosowanie w kuchni

Pewnego zimowego dnia, pod koniec stycznia, przyszedł mi do głowy dość nietypowy pomysł. Postanowiłem, że ugotuję flaki z boczniaków w buschcraftowym wydaniu. Mało tego, że chciałem je ugotować w terenie. Jak przystało na zapalonego survivalowca, obiecałem sobie, iż ugotuję je wyłącznie na artykułach pozyskanych także w terenie. Jeśli plan miał wypalić to w zespole musiał pojawić się wytrawny wędkarz i grzybiarz – Gruby! Realizację zaplanowaliśmy na pierwszy weekend lutego. Oczywiście jak to zwykle bywa, prognoza pogody chciała beznamiętnie storpedować nasze plany. Widmo silnej śnieżycy i porywistego wiatru a następnie całodobowych mrozów miało nam wybić z głowy ten i tak wysoce niedorzeczny plan.

Flaki na boczniakach – plan działania

Tym razem prognozy pogody się potwierdziły. Sobota minęła pod znakiem intensywnych śnieżyc i porywistego wiatru a niedziela rozpoczęła solidnym przymrozkiem. Obiecaliśmy jednak sobie, a także zapowiedzieliśmy w social mediach, że ugotujemy flaki więc do dzieła. Najistotniejszym w gotowaniu flaków na boczniakach było pozyskanie samych boczniaków dlatego od tego chcieliśmy zacząć.  Następnie planowaliśmy zdobyć kłącze pałki wodnej jako źródło białka i węglowodanów, korzeń chrzanu do smaku, liście mniszka jako majeranku ewentualnie jeszcze innej zieleniny, która rozpoczęła nowy okres wegetacyjny, z uwagi na niebywale ciepły styczeń. Niestety wszystko przykryła kołderka z białego puchu. Na koniec kolejne zadanie z poziomu hard – złowienie ryb na mięsną wkładkę do dania.

Wypruć flaki dla flaków, czyli nie będzie miękkiej gry!

Podbudował mnie entuzjazm Grubego, sprawiał wrażenie człowieka, któremu 10 cm śniegu nie będzie przeszkadzać w zbieraniu grzybów. Poszedł w krzaki jak po swoje ze szczotką do odśnieżania samochodu. Ja za nim jak cień. Przeszukaliśmy wszystkie obiecujące pnie w promieniu 200 metrów. Niby nie dużo ale to bita godzina szczotkowania. Teraz sobie myślę - dobrze, że nas nikt nie widział. Nie wiem jak można by było się z tego sensownie wytłumaczyć. Tak czy owak boczniaków ani widu ani widu. Znaleźliśmy kilka egzemplarzy płomiennicy zimowej i czarki austriackiej. To jednak nie załatwia tematu. Nie uprawimy przecież fuszerki polegającej na ugotowaniu flaków z boczniaków bez boczniaków. Szczota w kieszeń i ogień w krzaki. Znaleźliśmy! Wyobraźcie sobie, że kolejna godzina brodzenia w śniegu i szukaniu igły w stogu siana przyniosła zdumiewający efekt. Na Grubego zawsze można liczyć, nawet w tak beznadziejnej sytuacji. Wygrzebał spod śniegu pień starego orzechowca a na nim solidną kolonię boczniaków. 


Teraz wystarczyło tylko wejść do pasa w wodę i wygrzebać ze starorzecza kłącze pałki wodnej. To zadanie przypadło mnie, ponieważ mój wkład na tą chwilę ograniczał się do zwykłego szwendania po krzakach. Dla nas, zapalonych wędkarzy, brodzenie wodą 365 dni w roku nie jest niczym nadzwyczajnym. Wskoczyłem do wody z osękiem i po chwili wydłubałem konkretne kłącza. W tym samym czasie gruby ukopał korzeń chrzanu i nazbierał liści mniszka lekarskiego oraz dziki czosnek w liczbie sztuk trzech. Tym samym na półmetku dnia mieliśmy już solidną zaliczkę na powodzenie.

Pałka wodna

Przepis na flaki – bez wędki ani rusz

Teraz dopiero zaczęły się schody. Jak tu złowić jakąkolwiek rybę? W nocy było kilkanaście stopni mrozu, w samo południe wciąż poniżej zera więc łowienie na starorzeczu było niemożliwe z uwagi na taflę lodu. Musieliśmy szukać jakiejś rzeczki. Po szybkiej naradzie ustaliliśmy, że będziemy chcieli złowić jakieś płocie lub karasie na pobliskim jeziorku przepływowym. Tam płynąca woda nie została skuta lodem. Wytypowaliśmy miejsce pośród trzciny gdzie schowaliśmy się przed wiatrem. Łowienie rozpoczęliśmy w miejscu gdzie uciąg wody nie był duży więc łowienie na spławik było dość komfortowe. Nastawiliśmy się na naprawdę trudne zadanie. Zdarza się przecież nie jednemu wędkarzowi, w zimowe miesiące, wracać do domu nie uświadczywszy ani brania. Przygotowaliśmy się jednak solidnie. Nęcenie wstępne i spławiki w wodzie. Wiecie co było dalej? A dalej to spławiki tkwiące w wodzie jak gwoździe w desce, zmarznięte ręce, zamarznięta żyłka w przelotkach, szybko spadająca temperatura i zero nadziei. Zaszliśmy już tak daleko! Nie mogliśmy się teraz poddać.
Wypatrzyłem, że w trzcinach, im bliżej wieczora tym mocniej spławiały się niewielkie płocie. Przesunęliśmy zestawy maksymalnie blisko trzcin, na płytką wodę i poprawiliśmy nęcenie. Gruby doczekał się brania i wylądował pięknego karasia. Po chwili ja złowiłem dorodną płoć i woda się otworzyła. Chyba sam Pan Bóg się zlitował nad wariatami. W niespełna godzinę złowiliśmy kilka karasi a także pięknych płoci. 

Flaki z boczniaków – buschcraftowa kuchnia

Jakoś się tak utarło, że w tym tandemie gotowanie to moja działka. Nie powiem, nawet lubię poświrować nieco przy ognisku. Podczas gdy Kuba dalej sobie łowił ja sprawiłem ryby, oczyściłem grzyby, umyłem chrzan i pozostałą zieleninkę. Rozpaliłem ognisko i do dzieła. Najpierw obgotowałem ryby tak aby zebrać szumy. Tak jak podczas gotowania rosołku. Następnie do garnka trafiły korzeń chrzanu i kłącze pałki wodnej. Dalej boczniaki, pozostałe grzyby oraz czosnek i na koniec liście mniszka lekarskiego. Tego ostatniego, kolejnym razem, dałbym nieco mniej. A czemu? O tym za chwilę.

Składniki na flaki z boczniaków

 Kilkanaście minut gotowania i zapach flaków na boczniakach unosił się po okolicy. Zawołałem Grubego, wyciągnęliśmy z plecaków nasze blaszane kubeczki, które zwiedziły z nami już kawał wędkarskiego świata. Kuba dokonał ceremonialnego nalania, które być może widzieliście na naszej relacji na Instagramie. Jeśli ktoś nie widział to całą wyprawę zapisaliśmy w relacji wyróżnionej na naszym Instagramie właśnie.  Zgrabiałe ręce ogrzaliśmy o gorące blaszane kubki, natomiast kubki smakowe doczekały zaszczytu skosztowania tego kulinarnego cudu. Czy to było dobre? Gdyby ktoś mi dał czegoś takiego w niedzielę na obiad to pewnie pierwsze kroki skierowałbym do toalety. Niesłone, lekko gorzkie z uwagi na nadmiar mniszka, nie mogły zadowolić nawet najbardziej tolerancyjnego krytyka. Ale nie tam nad wodą, tam smakowały wyśmienicie. Cały dzień postu na wietrze i mrozie przyprawił te flaki najlepszą możliwą przyprawą. Wyżej określiłem to danie mianem kulinarnego cudu i nie przesadziłem nawet o detal. Cudem było już samo zdobycie składników. No dobrze, może bardziej szaleństwem. 

Flaki z boczniaków
Flaki z boczniaków

Buschcraftowa Kuchnia – koło podbiegunowe

Jeśli śledzicie naszego bloga, zauważyliście pewnie, że u boku aspektów wędkarskich tematyka survivalu i bushcraftu zajmuje coraz więcej miejsca. Jeśli zdrowie pozwoli, jeszcze w tym sezonie udamy się z Grubym na niesamowitą wyprawę 300 km w głąb koła podbiegunowego. Tam postaramy się w spartańskich warunkach, spakowani jedynie w plecaki i bagaż podręczny, przetrwać cały tydzień. Tak więc może się okazać, że o takich flakach przyjdzie nam wówczas pomarzyć…

Komentarze

Prześlij komentarz